Zdjęcie z tygrysem w „świątyni tygrysów” (Tiger Temple) w Tajlandii,to tak popularna atrakcja. A tu znów nieświadomie przyczyniamy się do cierpienia zwierząt. Dlaczego? Już śpieszymy z wyjaśnieniem. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego te dzikie, drapieżne i aktywne zwierzęta cały czas leżą, nie interesując się absolutnie niczym w godzinach pozowania z turystami i są aż tak nienaturalnie spokojne? Dzieje się tak dlatego, że przez resztę czasu (nawet po 20 godzin dziennie) są pozbawione jakiegokolwiek ruchu, siedząc w małych klatkach, ledwo większych od nich samych lub będąc przypięte do słupa na łańcuchu tak krótkim, że ledwo mogą się podnieść. Są tak trzymane w bezruchu, na dworze w godzinach największych upałów, co powoduje zmniejszenie ich aktywności i ciągłą ospałość. Ponadto nie są karmione czerwonym mięsem, którym normalnie się żywią, co powoduje problemy zdrowotne. Do tego od małego są regularnie bite, aby zapewnić ich potulność w czasie pstrykania sobie fotek przez odwiedzających. Ich ciągła ospałość wzbudziła też podejrzenia obrońców praw zwierząt, że mogą być szpikowane środkami uspokajającymi lub narkotykami, na to akurat na razie nie mamy jeszcze definitywnego potwierdzenia. Lokalne śledztwo natomiast ujawniło, że 7 tamtejszych tygrysów w ciągu dwóch lat zniknęło stamtąd bez śladu. Znaleziono też dowody na to, że „świątynia” ma powiązania z laotańskimi farmami tygrysów i nielegalnym handlem tymi zwierzętami. Co więcej miejsce to nie ma licencji na rozmnażanie tygrysów, a w ostatnich latach urodziło się przynajmniej 10 małych. Te zwierzęta nigdy nie są zostaną wypuszczane na wolność. „Świątynia” posiada aktualnie ok. 100 tygrysów i samo nasuwa się pytanie skąd wzięli ich aż tyle. Bardzo niedawno, bo na początku lutego tego roku miał miejsce nalot miejscowych władz (Department of National Parks, Wildlife and Plant Conservation (DNP)) na tę „świątynię” w związku z podejrzeniami o nielegalny handel tygrysami. Niecierpliwie czekamy na dalsze informacje i jak tylko się pojawią, to natychmiast podzielimy się nimi w wami. W takich miejscach tygrysy tak straumatyzowane i ich naturalne zachowanie jest tak wypaczone, że niektóre z nich potrafią się samookaleczać, gryząc się aż do krwi. W ich naturalnym środowisku tygrysy są samotnymi łowcami i nie łączą się w stada. A w „świątyniach tygrysów” przebywają w dużych skupiskach, bez żadnej możliwości aktywności fizycznej. W niektórych miejscach, aby zapewnić pełne bezpieczeństwo turystom, tygrysom wyrywa się zęby i pazury, czyniąc je tym samym kalekami. Zwróćcie też uwagę, że dla zaspokojenia zachcianek turystów już dwutygodniowe tygrysiątka są odbierane matkom, żeby odwiedzający mogli potrzymać je na rękach, pokarmić z butelki i popozować z nimi do zdjęć. Znając te fakty, taka atrakcja przestaje być fajną opcją. Po co komu zdjęcie z maltretowanym i schorowanym tygrysem lub małym, tęskniącym za matką tygrysiątkiem. Ta pseudo „świątynia” nie jest żadną organizacją ochrony zwierząt, a zwykłym komercyjnym przedsięwzięciem. Ale używa chwytu marketingowego nazywając opłaty za wstęp „darowizną”, co może wprowadzać w błąd odnośnie profilu ich działalności. Strona „Wildlife Extra” podaje informację, że „świątynia” zarabia ponad milion dolarów rocznie, a brak jakichkolwiek śladów tego, żeby choć część kwoty była przeznaczana na ochronę tygrysów. Twoje pieniądze w żaden sposób nie pomogą zwierzętom, tylko napełnią kieszenie sprytnych biznesmenów i jeszcze upewnią ich w przekonaniu, że to dobry sposób na zarobek. Prawdziwi miłośnicy zwierząt powinni unikać tego i podobnych miejsc. Żadne miejsce ani organizacja, która naprawdę uratowała i dba o dobro tygrysa, nie zmusi go do pozowania do zdjęć z turystami w opisanych warunkach. Nie wierzmy w absurdalne zapewnienia, że takie miejsca jak „świątynia tygrysów” chronią tygrysy czy promują ich ochronę lub też pokazują ludziom, że nie wolno trzymać dzikich zwierząt jako zwierząt domowych. Tym bardziej nie wierz, jeśli ktoś będzie Ci wmawiał, że małe tygrysiątko musi teraz zarabiać pieniądze na utrzymanie większych, a jak dorośnie, to zostanie znaleziony mu odpowiedni dom. Jedyny odpowiedni dom dla tygrysa to wolność, a to są tylko dwulicowe argumenty. Chcemy wam też podpowiedzieć co można zrobić, żeby w bardzo łatwy sposób przyczynić się do polepszenia losu tygrysów: · Unikaj odwiedzania takich miejsc – im więcej osób podróżujących zacznie rezeygnować z tego typu atrakcji, tym mniej opłacalne stanie się utrzymywanie i tworzenie tych miejsc · Możesz też wystawić negatywną opinię takiej „świątyni” na stronach takich jak TripAdvisor i tym samym uświadomić i przestrzec innych podróżników · Nie kupuj pamiątek zrobionych z kłów, pazurów czy skóry tych wspaniałych zwierząt To nasze zdanie na ten temat, a co Wy myślicie o takich kwestiach? Więcej podobnych artykułów o innym podróżowaniu znajdziecie na naszej stronie na FB: www.facebook.com/inaczejopodrozach
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego te dzikie, drapieżne i aktywne zwierzęta cały czas leżą, nie interesując się absolutnie niczym w godzinach pozowania z turystami i są aż tak nienaturalnie spokojne? Dzieje się tak dlatego, że przez resztę czasu (nawet po 20 godzin dziennie) są pozbawione jakiegokolwiek ruchu, siedząc w małych klatkach, ledwo większych od nich samych lub będąc przypięte do słupa na łańcuchu tak krótkim, że ledwo mogą się podnieść. Są tak trzymane w bezruchu, na dworze w godzinach największych upałów, co powoduje zmniejszenie ich aktywności i ciągłą ospałość. Ponadto nie są karmione czerwonym mięsem, którym normalnie się żywią, co powoduje problemy zdrowotne. Do tego od małego są regularnie bite, aby zapewnić ich potulność w czasie pstrykania sobie fotek przez odwiedzających. Ich ciągła ospałość wzbudziła też podejrzenia obrońców praw zwierząt, że mogą być szpikowane środkami uspokajającymi lub narkotykami, na to akurat na razie nie mamy jeszcze definitywnego potwierdzenia. Lokalne śledztwo natomiast ujawniło, że 7 tamtejszych tygrysów w ciągu dwóch lat zniknęło stamtąd bez śladu. Znaleziono też dowody na to, że „świątynia” ma powiązania z laotańskimi farmami tygrysów i nielegalnym handlem tymi zwierzętami. Co więcej miejsce to nie ma licencji na rozmnażanie tygrysów, a w ostatnich latach urodziło się przynajmniej 10 małych. Te zwierzęta nigdy nie są zostaną wypuszczane na wolność. „Świątynia” posiada aktualnie ok. 100 tygrysów i samo nasuwa się pytanie skąd wzięli ich aż tyle.
Bardzo niedawno, bo na początku lutego tego roku miał miejsce nalot miejscowych władz (Department of National Parks, Wildlife and Plant Conservation (DNP)) na tę „świątynię” w związku z podejrzeniami o nielegalny handel tygrysami. Niecierpliwie czekamy na dalsze informacje i jak tylko się pojawią, to natychmiast podzielimy się nimi w wami.
W takich miejscach tygrysy tak straumatyzowane i ich naturalne zachowanie jest tak wypaczone, że niektóre z nich potrafią się samookaleczać, gryząc się aż do krwi. W ich naturalnym środowisku tygrysy są samotnymi łowcami i nie łączą się w stada. A w „świątyniach tygrysów” przebywają w dużych skupiskach, bez żadnej możliwości aktywności fizycznej. W niektórych miejscach, aby zapewnić pełne bezpieczeństwo turystom, tygrysom wyrywa się zęby i pazury, czyniąc je tym samym kalekami. Zwróćcie też uwagę, że dla zaspokojenia zachcianek turystów już dwutygodniowe tygrysiątka są odbierane matkom, żeby odwiedzający mogli potrzymać je na rękach, pokarmić z butelki i popozować z nimi do zdjęć. Znając te fakty, taka atrakcja przestaje być fajną opcją. Po co komu zdjęcie z maltretowanym i schorowanym tygrysem lub małym, tęskniącym za matką tygrysiątkiem.
Ta pseudo „świątynia” nie jest żadną organizacją ochrony zwierząt, a zwykłym komercyjnym przedsięwzięciem. Ale używa chwytu marketingowego nazywając opłaty za wstęp „darowizną”, co może wprowadzać w błąd odnośnie profilu ich działalności. Strona „Wildlife Extra” podaje informację, że „świątynia” zarabia ponad milion dolarów rocznie, a brak jakichkolwiek śladów tego, żeby choć część kwoty była przeznaczana na ochronę tygrysów. Twoje pieniądze w żaden sposób nie pomogą zwierzętom, tylko napełnią kieszenie sprytnych biznesmenów i jeszcze upewnią ich w przekonaniu, że to dobry sposób na zarobek. Prawdziwi miłośnicy zwierząt powinni unikać tego i podobnych miejsc. Żadne miejsce ani organizacja, która naprawdę uratowała i dba o dobro tygrysa, nie zmusi go do pozowania do zdjęć z turystami w opisanych warunkach. Nie wierzmy w absurdalne zapewnienia, że takie miejsca jak „świątynia tygrysów” chronią tygrysy czy promują ich ochronę lub też pokazują ludziom, że nie wolno trzymać dzikich zwierząt jako zwierząt domowych. Tym bardziej nie wierz, jeśli ktoś będzie Ci wmawiał, że małe tygrysiątko musi teraz zarabiać pieniądze na utrzymanie większych, a jak dorośnie, to zostanie znaleziony mu odpowiedni dom. Jedyny odpowiedni dom dla tygrysa to wolność, a to są tylko dwulicowe argumenty.
Chcemy wam też podpowiedzieć co można zrobić, żeby w bardzo łatwy sposób przyczynić się do polepszenia losu tygrysów:
· Unikaj odwiedzania takich miejsc – im więcej osób podróżujących zacznie rezeygnować z tego typu atrakcji, tym mniej opłacalne stanie się utrzymywanie i tworzenie tych miejsc
· Możesz też wystawić negatywną opinię takiej „świątyni” na stronach takich jak TripAdvisor i tym samym uświadomić i przestrzec innych podróżników
· Nie kupuj pamiątek zrobionych z kłów, pazurów czy skóry tych wspaniałych zwierząt
To nasze zdanie na ten temat, a co Wy myślicie o takich kwestiach?
Więcej podobnych artykułów o innym podróżowaniu znajdziecie na naszej stronie na FB:
www.facebook.com/inaczejopodrozach